Zimno. Wciąż odczuwam tylko zimno. Czy to woda spływająca własnie po mym ciele czy ludzie? Właśnie, ciało. Jak wygląda? Niech tylko spojrzę... Blada, wręcz biała skóra kontrastuje z czarnymi, przydługimi włosami opadającymi na twarz. Wszędzie widzę zabarwioną na różne kolory skórę, ślady po długopisie i paznokciach. Wiele z nich jest świeżych. Lekarze są zbyt głupi aby to dostrzec. Tak łatwo jest ich wykiwać. Gdy spojrzę w lustro widzę tylko wychudzoną, śnieżnobiałą buzię. Fioletowe sińce pod jasnymi oczami. Zawsze nieobecnymi.
Idąc korytarzem jak zawsze napotykam wszelkiego rodzaju spojrzenia. W większości jest to przerażenie. Sam nie wiem czy to po prostu ci psychicznie chorzy ludzie (zabawne, prawda?) czy naprawdę jestem tak straszny/okropny... Zapewne to drugie. Z resztą, nieważne. Czy kiedykolwiek było to istotne? Wróćmy do białego hallu. Odprowadza mnie dziś wyjątkowo TYLKO jeden strażnik. Jak zwykle nie wymieniamy między sobą ani jednego słowa. Nie wolno im z nami rozmawiać. Przecież jesteśmy "szurnięci". Jesteśmy inni. Znam tu już kilka osób. Anabella o numerze 4065. Dziwne ma imię, fakt. Jej długie blond włosy zawsze są uplecione w idealny warkocz, a sznurówki butów równie idealnie zawiązane. Jest śliczną dziewczyną pomimo wszystkich ran. Nogi i ręce ma w strasznym stanie. Gdy ujrzałem ją pierwszy raz, wiedziałem, że wiele musiała przejść. Tak też było. Greg. 1700. Dziecko znanych biznesmenów w mieście. Był ich dzieckiem tylko fizycznie. Zawsze powtarzano mu, że przeszkadza. Zostało to do tej pory... Jego zielony wzrok emanuje inteligencją. Twarz okalają kasztanowe loki, które pasują do jego trupiego ciała. Chłopak próbował się zagłodzić. Był blisko, tyle wiem. Powiedziałem "kilka", prawda? Hmm, nie wiem czy do tego określenia można zaliczyć dwie osoby, cóż... A tak kompletnie odbiegając od tematu, doszły moje nowe farby! Wreszcie! Tyle na nie czekałem. To jedyne pocieszenie w tym marnym szpitalu. Tyle cudownych kolorów. Barwy tak czyste, idealne. Po prostu piękne. Pewnie ktoś zastanawia się co takiego moje obrazy przedstawiają. Cóż, jest tam wszystko to, co czuję, myślę. Las we mgle, świat w kropli deszczu, wyblakłe serce. Jest tego wiele. Zwykle tubki z jasnymi farbkami zasychają w ogóle nie używane... Pewnego razu miałem sen. Wiem, nic niezwykłego. Ale ten był wyjątkowy, inny niż wszystkie, które do tej pory miałem. Otaczała mnie ciemność. W jednym momencie ujrzałem rękę wędrującą ku mnie. Byłem sparaliżowany, nie mogłem nic zrobić. Panikowałem. Gdy owa dłoń mnie dotknęła, poczułem ciepło przeszywające całe moje ciało. Zatraciłem się w nim i pozwoliłem wyciągnąć z dołu. Grobowego dołu. Ale pomińmy to, bo się jeszcze ktoś przestraszy (jeśli do tej pory tego nie zrobił). Ujrzałem ją. Nadludzko piękna postać stała przede mną i przyglądała się z uwagą mym ranom. Gdy spojrzała na mnie swym zaciekawionym wzrokiem, ścisnęło mnie w brzuchu. Wyciągnęła swoje ręce. I w jednym momencie wiedziałem już wszystko (liczę tu na wasze mózgi). Wskazała na stopy. Wyglądały tak samo jak górne kończyny. Dała mi znak abym je dotknął. Dotknął jej blizn. Wojennych blizn. Po bitwie z samym sobą. Uspokoiło ją to. "Ją", tak, była to młoda dziewczyna, na oko w moim wieku. Moja dłoń była dla niej ukojeniem. Zauważyłem spokój w jej oczach. Jej złote włosy były idealnie pofalowane, jej nieskazitelnej cerze dodawały uroku malinowe, wąskie usta, a jej błękitne tęczówki były jakby przeplatane złotą nicią. Chciała mi coś powiedzieć, widziałem to. Ale nic nie trwa wiecznie. Obudziłem się. Od razu wziąłem w dłonie pędzel, paletę z farbami i ją namalowałem. Ten obraz zawsze jest przy mnie (no może nie pod prysznicem, wiadomo). Daje mi niezwykłą siłę, uspokaja. Sam nie wiem dlaczego tak jest.
*
Dziś wielki dzień. Uwaga, uwaga......... wychodzę na dwór! Tak proszę państwa, słyszę wiwaty i oklaski...nie. Byłem zszokowany! Ja. Pozwolili MI wyjść. Oczywiście ma być przy mnie 5 strażników (czemu to nie jest takie dziwne), ale zawsze coś. Już zapomniałem jak pachnie świat, życie. Już założyłem kurtkę. Przyszli po mnie. To mój czas. Tylko mój. Drzwi się otwierają. Powinienem być przyzwyczajony do jasności (biel, biel wszędzie), jednak przez dobrą chwilę czuje się ślepy. W końcu otwieram oczy. Idealnie zielona trawa, piękne ławki, wielkie drzewa. I nie mogę pominąć ptaków śpiewających cudowne pieśni. Moje serce automatycznie się ożywiło. Straż stała przy murze, a ja spacerowałem po ogrodzie. Usiadłem w małym zakątku przy oczku wodnym. Wpatrzyłem się w taflę wody. Niestety zobaczyłem tam siebie... Ale był tam ktoś jeszcze. Znałem ją. To była ona. Eliza. Tak nazwałem dziewczynę ze snu. Nie, nie, nie! Ona nie istnieje. W jednym momencie wszystko wydało się jakby za mgłą. Poczułem na ramieniu rękę. Zamarłem.
*
Wybaczcie, że tak długo czekaliście! Przepraszam Was z całego serca! :c Długie to nie jest ale być może i o to chodziło. Tak btw, życzę udanych wakacji kochani! ♥
bardzo tajemniczo i coś zupełnie innego niż wszystko inne, co jest oczywiście ogromnym plusem :)
OdpowiedzUsuńŚwietne Kinga! :) W ogóle inne niż te opowiadania. Tak dalej!
OdpowiedzUsuńKindzia, pod mostem to ty mieszkac nie bedziesz, obiecuje Ci to. Zostaniesz slawna pisarka, bo to co tworzysz jest genialne. Blog jest calkowicie inny, zadziwiajacy, ciekawy (jedynie boje sie tego slonia, ahaha) Coz, czekam na dalsza czesc i przepraszam za brak poslkich znakow :c
OdpowiedzUsuńCześć! (tak wiem, oryginalne rozpoczęcie)
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć. Z resztą jak zawsze... Niesamowicie lekko czyta mi się twoje opowiadanie, genialnie dobierasz słowa. Fabuła jest niby bardzo prosta, lecz wciąga. Wielką zaletą jest też ta tajemniczość w każdym rozdziale. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia czego mogę się spodziewać w kolejnym. W jednej takiej wypowiedzi rozwijasz tyle wątków, że nie wiem nad czym się skupić. Ale to jest właśnie genialne!
Pozostaje mi tylko czekać na kolejny. Życzę weny! :)
you know who.